Dla pani Ewy Kozińskiej dzień narodzin dziecka w szpitalu w Radziejowie okazał się koszmarem. Jutro rusza proces w tej bulwersującej sprawie!

Ból, brak decyzji o cesarskim cięciu, wymuszanie porodu przez położne, w konsekwencji czego dziecko okaleczono na całe życie.
– Położne kładły się na mnie, żeby wymusić poród – wspomina pani Ewa. – Udało im się wypchnąć dziecku główkę, po czym Mateusz się zaklinował. W efekcie stan dziecka po porodzie oceniono na 1 w skali Apgar.
Pani Ewa o sprawie zawiadomiła prokuraturę.
Lekarz asystujący przy porodzie w trakcie zeznań stwierdził, że wykonywano manewr McRobertsa. Jednak, jak przekonuje pani Ewa przy stosowaniu tego manewru nie dochodzi do uszkodzenia splotu ramiennego.
Co ciekawe, choć poród był jeden są  dwie różne karty zdrowia dziecka.  Jednak radziejowska prokuratura zamiast oceniać dokumenty skupiła się na eliminowaniu błędu w sztuce lekarskiej. Sprawa trafiła więc do Włocławka. I tu nabrała tempa.
– Rodziłam w listopadzie 2008 roku – dodaje pani Ewa.- Pierwszą kserokopię dokumentacji uzyskanej ze szpitala mam z 2010 roku, kolejną z 2013. W jednej z nich jest wpis o wykonaniu USG, które nigdy nie miało miejsca. W drugiej zaś zastosowano korektor, przez co wpis jest wręcz niemożliwy do odczytania.
Przez ostatnie miesiące pani Ewa walczyła o sprawiedliwość. Akt oskarżenia przeciwko lekarzowi został przez prokuraturę ostatecznie sporządzony. W piątek odbędzie się rozprawa. Jakie wiąże z nią nadzieje i czego najbardziej się obawia mama Mateusza?
– Chciałabym, żeby lekarz odpowiedzialny za błędy przy porodzie Mateuszka poniósł adekwatną do całego zdarzenia karę – stwierdza pani Ewa.- Utrudnianie śledztwa, problemy z uzyskaniem kompletu dokumentów ze szpitalnego archiwum, to wszystko utrudnia mi dojście do prawdy.
Monika Grzanka

Data: 29 stycznia 2015, 12:48