Siedem grzechów głównych kandydatów w wyborach samorządowych



Kandydaci na radnych, wójtów, burmistrzów z  Włocławka i powiatu włocławskiego grzeszą na potęgę – wynika z analizy publikacji, przygotowanej przez specjalistę ds. marketingu politycznego, którą znaleźliśmy  na stronie bankier.pl.  Radzimy zapoznać się z radami eksperta i wziąć je mocno do serca…

                                              

„Wywierać na kogoś wpływ znaczy to samo, co obdarzać go swoją duszą” O. Wilde

Wybory samorządowe zbliżają się wielkimi krokami. Dla tysięcy kandydatów w skali kraju, którzy mają zamiar ubiegać się o poszczególne mandaty to okres wytężonej pracy i wielu wyrzeczeń. Jaki będzie wynik kampanii dla każdego z nich zależy oczywiście od wielu czynników. Do najważniejszych z pewnością należy wybór komitetu, z którego będą kandydować oraz sposób przygotowania i prowadzenia kampanii. Z punktu widzenia mojego doświadczenia z zakresu organizacji kampanii wyborczych i współpracy z kandydatami ubiegającymi się o różne szczeble w wyborach samorządowych chciałbym zwrócić uwagę na najczęściej pojawiające się uchybienia i błędy związane z przygotowaniem i prowadzeniem przez nich kampanii. Błędy dotyczą zarówno kandydatów ubiegających się o ponowny wybór (i tym tak trudno wybaczyć ponowne ich popełnianie), jak i kandydatów, którzy na scenie politycznej szukają początku swojej kariery politycznej. Podczas prowadzenia zajęć z zakresu marketingu politycznego oraz kampanii wyborczych, bardzo często spotykam się z tymi samymi pytaniami: „Dlaczego kandydaci popełniają podstawowe błędy, które w sposób oczywisty dyskwalifikują ich w walce o mandat?” Spróbujmy zatem udzielić na nie odpowiedzi.

„Wszystko mam, ale w głowie”

Grzech 1: Brak pomysłu na kampanię i sposób jej przygotowania

Oczywiście każdy z kandydatów, który zechce ubiegać się o mandat powinien odpowiedzieć sobie na najprostsze pytanie: jak ma wyglądać jego kampania i w jaki sposób będzie ją prowadził? Należy w tym miejscu podkreślić, że sposób przygotowania kampanii, a następnie jej prowadzenie uzależnione jest od szczebla samorządu terytorialnego oraz od okręgu wyborczego, w którym dany kandydat chce ubiegać się o mandat. Podstawowym problemem, z jakim borykają się kandydaci jest brak pomysłu na kampanię. Co więcej, nie potrafią oni jej przygotować i poprowadzić. Najczęstszą odpowiedzią, jaką udzielają na pytanie o strategię i taktykę kampanii jest „Wszystko mam, ale w głowie”. Proszeni o szczegóły nie potrafią powiedzieć nic więcej oprócz słów, że musi być ona inna od kampanii pozostałych kontrkandydatów. Głównym grzechem większości kandydatów jest przekonanie „że jakoś to będzie”. Warto w tym miejscu wspomnieć również o programie wyborczym – ten niestety dla większości kandydatów nie istnieje. Jak mówią sami kandydaci: „Jak będą chcieli, to i tak mnie wybiorą!” Z drugiej strony wielu kandydatów do samorządów głosi hasła wyborcze, które mogą być realizowane tylko i wyłącznie przez parlament. Na moje pytanie skierowane do kandydata w wyborach samorządowych, dlaczego głosi hasła wyborcze, które nijak się mają do kompetencji rady, o której mandat się stara, odpowiedział: „Przynajmniej wyglądam na poważnego polityka!” Niedawno spotkałem radnego, który jako główny punkt swojego programu wyborczego w zbliżających się wyborach zapisał: „Przystąpienie Polski do Unii Europejskiej” – co więcej, jest przekonany o oryginalności swojego programu. I tak się z pewnością stanie, kiedy tylko dotrze on do lokalnych mediów…

„Ja nie mam czasu  niech oni to zrobią!”

Grzech 2: Zbytnia wiara w działania własnego sztabu wyborczego

Następnym bardzo poważnym uchybieniem kandydatów w wyborach samorządowych jest brak posiadania własnego sztabu wyborczego lub przeświadczenie, że sztab wyborczy zastąpi ich w prowadzeniu kampanii. Najczęściej jednak spotykamy się z kandydatami, którzy ze względu „na swoje liczne obowiązki” nie mają czasu na prowadzenie własnej kampanii. Jednocześnie są przekonani, że wynajęci i opłaceni przez nich członkowie sztabu zdobędą dla nich wystarczającą liczbę głosów pozwalającą zdobyć mandat. Takie podejście kończy się oczywiście klęską wyborczą.

„Nie pójdę do fryzjera!”

Grzech 3: Brak działań związanych z kształtowaniem własnego wizerunku

Praca nad własnym wizerunkiem oraz próba jego kształtowania zarówno w oczach wyborców, jak i mediów jest dla wielu kandydatów abstrakcją. Na tyle, że ogranicza się do zdania zapisanego w planie kampanii: „wywieranie pożądanego wrażenia na wyborcach oraz mediach poprzez kształtowanie własnego pozytywnego wizerunku”. Sami kandydaci dzielą się pod tym względem na trzy grupy: pierwsza grupa to ci, którzy zdają sobie sprawę z wagi pracy nad swoim wizerunkiem. Z takimi kandydatami pracuje się najlepiej. Godzą się na wszelkiego rodzaju przemyślane zmiany, potrafią dostosować się do oczekiwań rynku wyborczego. Druga grupa to kandydaci, którzy spotkali się z samym pojęciem „kształtowania własnego wizerunku”, ale niezupełnie rozumieją jego znaczenie z punktu widzenia ich działalności politycznej (którą to działalność uprawiają lub chcą się nią zająć). Praca z takimi osobami jest bardzo trudna. Bardzo wiele czasu należy poświęcić na przekonanie ich do określonych działań, które mają na celu stworzenie lub tylko poprawę ich wizerunku. W końcu trzecia grupa – to kandydaci, którzy z samej definicji odrzucają wszelkie działania zmierzające do poprawy ich wizerunku, uznając je za bezsensowne i pozbawione argumentacji. Większość kandydatów nie rozumie podstawowej zasady mówiącej o tym, że „jak cię widzą, tak cię piszą”. Dotyczy to głównie mężczyzn, którzy  co tu dużo mówić  nie przywiązują wagi ani do wyglądu, ani do sposobu ubierania się. Poprzez jego wyeksponowanie chcą z dnia na dzień stać się kimś bardzo ważnym – chcą stać się politykami! Błędy związane z niestosownym ubiorem kandydatów możemy zauważyć między innymi na wszelkiego rodzaju festynach przedwyborczych, gdzie kandydaci spotykają się z wyborcami. Zamiast ubrać się stosownie do okoliczności, na luzie, aby „nie odstraszać” od siebie wyborców, na przykład w upalne dni zakładają garnitur wraz z kamizelką. Nie interesuje ich to, że wyglądają „bardzo dziwnie” w oczach wyborców – dla nich liczy się tylko wizerunek – wizerunek „poważnego polityka”. Dodajmy, „polityka” oderwanego od swoich wyborców. Pamiętam, jak bezpośrednio przed jesiennymi wyborami spotkałem jednego z kandydatów, który starając się o mandat, rozdawał w centrum miasta swoje ulotki. Zainteresował mnie bardzo jego zimowy, czarny długi płaszcz, który miał na sobie pomimo tego, że był dopiero wrzesień. Na moje pytanie, dlaczego rozdaje ulotki ubrany w takim stroju, odpowiedział z pełną powagą „Przecież prawdziwy polityk powinien mieć długi, czarny płaszcz!” Nic dodać, nic ująć.

„Przecież ksero jest tańsze!”

Grzech 4: Liche materiały wyborcze

Wśród materiałów wyborczych wykorzystywanych przez kandydatów mamy przede wszystkim do czynienia z ulotkami i plakatami. Ich jakość niejednokrotnie pozostawia bardzo wiele do życzenia. Większość kandydatów wychodzi z dziwnego założenia, że na materiałach wyborczych można zaoszczędzić najwięcej. Stąd niejednokrotnie mamy do czynienia z czarno-białymi ulotkami z tzw. blachą – samym tekstem. Ulotki dla oszczędności są powielane na ksero – sami zainteresowani argumentują to krótko: „Przecież ksero jest tańsze!”. Jeżeli już spotykamy się z ulotkami, na których są zdjęcia, często mamy trudności z określeniem, kto na nich się znajduje. Wybór zdjęć uzależniony jest od fantazji ich twórców. Często wykorzystywane są na ulotkach fotografie rodzinne – w kadrze znajdują się na przykład cztery osoby w ciemnych okularach, ponieważ kandydat dysponował tylko zdjęciami z wakacji. Są oczywiście jeszcze zdjęcia na przykład ze współpracownikami, trudno jednak na nich rozpoznać postacie (tym bardziej samego kandydata), bo są one wykonane z dużej odległości. Wiele do życzenia pozostawia również jakość drukowanej ulotki. Dla kandydatów ma ona być przede wszystkim tania! Z oszczędności nie są więc lakierowane. Efekt: pozostawiają farbę na dłoniach czytających je osób. Ale w końcu miały być tanie… Rzadziej kandydaci oferują nam spoty wyborcze, które produkowane są głównie przez komitety wyborcze. O tych zwłaszcza telewizyjnych można by było mówić wiele. Ale po co, skoro sami kandydaci w większości przypadków zamiast mówić „do ludzi” wolą odczytywać przygotowane wcześniej teksty na kartkach, nie patrząc w kamerę. Myślę, że tzw. „gadające głowy” jeszcze długo będą straszyć nas swoją obecnością na antenie w czasie płatnych i bezpłatnych emisji wyborczych. Ale w końcu spot wyborczy ma być najtańszy…

„A do czego potrzebne mi są media?! – Media kłamią!!!”

Grzech 5: Niechętna współpraca z mediami

W obecnej dobie mediów trudno jest uwierzyć, że można przeprowadzić kampanię wyborczą bez współpracy z mediami. Dla wielu kandydatów media i dziennikarze są jedynie intruzami, którzy przeszkadzają im w walce o poszczególne mandaty. O ile w miejscowościach do 20 tys. mieszkańców kampanie, jeżeli w ogóle są prowadzone, pozbawione są elementów współpracy z mediami, o tyle w większych miejscowościach media powinny stanowić pewnego rodzaju pomost pomiędzy kandydatami a wyborcami. Obojętne lub niejednokrotnie negatywne podejście kandydatów do mediów lokalnych ma źródło z jednej strony w braku ich zrozumienia, a z drugiej – w braku przygotowania kandydatów do kontaktów z nimi. Najczęściej kandydaci (zwłaszcza ci ubiegający się o fotel burmistrza lub prezydenta) kontaktują się z wyborcami poprzez dziennikarzy, organizując konferencje prasowe. Jak mówią sami dziennikarze, większość z nich odbiega od przyjętych standardów – poczynając od kwestii organizacyjnych, a na merytorycznych aspektach kończąc. Kandydaci nie potrafią przekazywać mediom informacji, niejednokrotnie nie wiedzą, o czym mówią, a zdarza się również, że tematy, które na nich podejmują nie są w żaden sposób związane z okręgiem wyborczym, z którego kandydują. Jest jeszcze jedna grupa kandydatów – to ci, którzy przed wyborami odwiedzają redakcję dzienników lokalnych i przyjmując postawę roszczeniową, oczekują, że dziennikarze będą o nich pisać. Znajomy dziennikarz od wielu lat zadaje takim kandydatom jedno i to samo pytanie: „A dlaczego miałbym o Panu/Pani pisać?”. Odpowiedź prawie zawsze jest taka sama: „To Pan nie wie? – bo jestem kandydatem!”

„Przecież oni wiedzą, że mają na mnie głosować!”

Grzech 6: Unikanie spotkań z wyborcami

Wydawałoby się, że osoba ubiegająca się o mandat w wyborach powinna cechować się między innymi otwartością i chęcią do rozmowy z innymi. W rzeczywistości wcale tak nie jest. Większość kandydatów nie zdaje sobie sprawy, że porażka ich kampanii ma przyczynę w braku umiejętności komunikowania się z wyborcami. Wielu nie potrafi się przemóc i „wyjść do ludzi”. Nie potrafią podać dłoni, poprosić o chwilę rozmowy, zaprezentować się potencjalnym wyborcom. Mało który kandydat osobiście rozdaje ulotki w swoim okręgu czy prowadzi rozmowy z jego mieszkańcami. Najczęściej spotykamy się z członkami ich sztabów, którzy w sposób nachalny starają się nam „wcisnąć” ulotkę swojego kandydata. Podczas otwartych spotkań z wyborcami – na przykład na festynach – często podchodzę do kandydatów siedzących, nie wiadomo dlaczego, pod parasolami (oczywiście ubranych „odświętnie”, czyt. kobiety w garsonkach i kapeluszach, a mężczyźni w garniturach – obowiązkowo z uwzględnieniem kamizelek) i zadaję pytanie, dlaczego nie są wśród ludzi, dlaczego nie próbują ich poznać, rozmawiać z nimi. Najczęściej odpowiadają, że nie zostali do tego przygotowani przez sztab, a poza tym: „Przecież oni wiedzą, że mają na mnie głosować!”

„Po co mi to wszystko było?!”

Grzech 7: Brak wiary w zwycięstwo

Na koniec pozostawiłem najcięższy grzech, a mianowicie brak wiary we własne zwycięstwo. Wbrew pozorom jest to problem dotykający bardzo wielu kandydatów, którzy są pozbawieni merytorycznego przygotowania i doświadczenia w prowadzeniu działań przedwyborczych. Niejednokrotnie czują się oni odrzuceni przez komitety wyborcze, z których ramienia kandydują, gdyż te nie zadbały o należyte ich przygotowanie do kampanii. Niejednokrotnie też nie mają wsparcia ze strony własnych rodzin i najbliższych. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że na około 50-60 kandydatów z danego komitetu w dużych miastach swoją kampanię wyborczą prowadzi zaledwie około 30 proc. Pozostali pojawiają się w każdych wyborach, podwyższając jedynie statystyki. Mój mistrz prof. dr hab. Marek Żyromski (Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu) bardzo często powtarza za włoskim myślicielem Gaetano Moską: „to nie wyborcy wybierają deputowanego, ale zwykle to deputowany daje się wybrać przez wyborców”. Patrząc na podstawowe błędy popełnianie przez kandydatów, możemy dojść do następującego wniosku: być może słowa Gaetano Moski tak bardzo zapisały się w umysłach i zachowaniach kandydatów, że nie czują oni potrzeby jakichkolwiek zmian. A co za tym idzie, nie odczuwają potrzeby pokuty, czyli zmiany w podejściu do kampanii wyborczej – przede wszystkim do wyborców. Tylko czy nasi kandydaci, popełniając tak liczne grzechy, mieli czas na zapoznanie się z twórczością między innymi Gaetano Moski?

Sebastian Drobczyński

specjalista ds. marketingu politycznego www.marketingpolityczny.com.pl


Tagi:

Medialne Centrum Kujaw Sp. z o.o.
ul. Świętego Antoniego 6
87-800 Włocławek

kom. 512 515 485
kom. 608 359 798
e-mail: sekretariat@kujawy.info

KRS: 0000306552
NIP: 8882998854
REGON: 340462591

UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii. Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Więcej

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close